niedziela, 26 października 2014

Coś na Progu PULP Podcast: Cienie Imperium

Dziś gratka dla fanów Gwiezdnych Wojen - Łukasz Śmigiel w swoim podcaście "i wPadł mi stary, dobry komiks" rekomenduje Cienie Imperium - kultowy komiks ze scenariuszem Johna Wagnera i rysunkami Kiliana Plunketta oraz Johna Nadeau. 

Niech moc będzie z Wami!





piątek, 24 października 2014

Podcast: Kultowe damy fantastyki #1: Jessica Rabbit

Postanowiłam, że pierwszy cykl tematyczny związany z najciekawszymi kobietami świata fantastyki ukazywał się będzie w formie podcastów. Na warsztat wzięłam więc tekst o Jessice Rabbit i dodałam kilka pikantnych smaczków na jej temat. To moja pierwsza przygoda z nagrywaniem i muszę przyznać, że było całkiem interesująco!

Potwierdza zadowolona ośmiornica ze zdjęcia :)





Za zmontowanie nagrania ogromne podziękowania dla Pawła Iwaniny.

wtorek, 21 października 2014

GameTective #1: Tomb Raider

Zapraszam na nową serię wpisów: GameTective! Prześwietlam gry i wyciągam ciekawostki zza kulis: dziwne fakty, ukryte znaczenia i sekrety ekip deweloperskich!



Ze względu na mój niegasnący, ogromny sentyment do serii, na pierwszy ogień pójdzie dziś pani Lara Croft z kultowego Tomb Raidera. Była to pierwsza gra komputerowa, z jaką świadomie się zetknęłam - w pamięci na długo pozostanie mi opening "jedynki" ze strzelaniem do krwiożerczych wilków oraz scena, w której T-Rex pożera panią archeolog żywcem... 

1. Laura Cruz z Ameryki Południowej?
Toby Gard, główny projektant postaci zmysłowej heroiny, w początkowej fazie produkcji nazwał swoją bohaterkę Laurą Cruz. Miała być to zimnokrwista militarystka pochodząca z Ameryki Południowej.
Pochodzenie kobiety niespecjalnie przypadło to do gustu wydawcy gry - firmie Eidos Interactive. Zażądali aby Core Design uczyniło z bohaterki Brytyjkę, co miało przełożyć się na wyższe wyniki sprzedaży. Chcąc, nie chcąc, Toby Gard otworzył książkę telefoniczną miasta Derby, w którym mieściła się siedziba firmy, i przewertował kilkaset stron w poszukiwaniu nazwiska idealnego. Tak powstała Lara Croft, pani archeolog, arystokratka i dziedziczka ogromnej fortuny.
Intencją "ojca" bohaterki było stworzenie "damskiej postaci będącej prawdziwą heroiną - odważną, zdecydowaną i twardą". Gard dodał również, że "ich zamiarem nigdy nie było umieszczenie w Tomb Raiderze czegoś w rodzaju dziewczynki z rozkładówki". Obecna wizja wizerunku panny Croft jako damskiej wersji Indiany Jonesa przyszła twórcom serii dopiero w późniejszych etapach pracy nad grą.

2. Ulica Lary Croft
W 2010 roku władze angielskiego miasta Derby urządziły nietypowy konkurs. Jego mieszkańcy  mogli zagłosować w otwartej, internetowej ankiecie w celu nadania nazwy nowo powstałej ulicy. Spośród 27.894 głosów aż 89% przyznano propozycji "ulicy Lary Croft". Jak się później okazało, miażdżąca ilość zagłosowań pochodziła od środowiska fanowskiego, które zmobilizowało się na stronach internetowych i forach, aby umożliwić pani archeolog wygraną. Argumentacja, że Lara Croft niejako z Derby pochodzi i jako ikona miasta powinna zostać uhonorowana, trafiła na podatny grunt. Od lipca 2010 roku można już "po Larze" jeździć :)

3. Słynny biust bohaterki Tomb Raidera dziełem... przypadku?

Pierwszym, co kojarzy się z postacią seksownej Brytyjki z pewnością jest jej obfity, upakowany w ciasny topik, cieszący oko biust. Sama Angelina Jolie, która genialnie zagrała Larę Croft w obu ekranizacjach, na czas zdjęć ubierała specjalny, usztywniający stanik, aby jej atrybuty znacząco nie odstawały od obdarzonego przez naturę (twórców!) oryginału.

Zdziwić może więc fakt, że piersi bohaterki pierwotnie miały być nawet o 1/3 mniejsze!
Podczas zabawy z edytorem postaci, Toby Gard odpowiedzialny za model Lary omyłkowo przesunął  wielkości jej biustu aż na 150% pierwotnej wartości! Chciał naprawić błąd, jednak reszta zespołu z Core Design wydawała się być tak zachwycona rezultatem, że skutecznie go od tego odwiodła. I tak panna Croft może się cieszyć niesamowitymi walorami, od 1996 nieustannie pobudzając wyobraźnię graczy :)


...z wyjątkiem siódmej części serii (Tomb Raider: Legenda) gdzie biust Lary uległ redukcji o jeden rozmiar! Spowodowane to było ingerencją wydawcy, który stwierdził, że zbyt obfite piersi bohaterki przeszkadzają w graniu damskiej części graczy.


Jak dla mnie, kompletna fanaberia. Biust Lary jest kultowy i powinno się go wyłącznie podziwiać ;-)

sobota, 18 października 2014

Ada recenzuje #1: Frankenhooker

Na blogu Czasopisma Coś na Progu od jakiegoś czasu prowadzimy serię recenzji starych, pulpowych filmów klasy "B". Zapraszam na przygodę z Frankenhookerem, pulpowym komedio-horrorem sprzed dwudziestu czterech lat!


Podobno niedługo po tym jak Frank Henenlotter wysłał swój film do MPAA (amerykańskie stowarzyszenie zajmujące się nadawaniem filmom ograniczeń wiekowych) jego sekretarka otrzymała telefon zwrotny z gratulacjami: „Winszujemy, to pierwszy film, jakiemu przyznaliśmy kategorię S.” „S, bo seks?” zapytała. „Nie. S bo shit”.

Czy na pewno?

Frankenhooker z pewnością broni się jako fim klasy „B”. Zerknijmy choćby na warstwę fabularną: podczas przyjęcia urodzinowego ojca, młoda Elizabeth (w tej roli Zwierzak Roku magazynu Penthouse, Patty Mullen) ginie w tragicznym wypadku z kosiarką w roli głównej, a sałatka ze szczątek dziewczyny (cytując filmowego reportera) rozbryzguje się po okolicy. Jej zrozpaczony narzeczony, Jeffrey Franken (James Lorinz), porywa jedyny jako-tako zachowany element ukochanej - blondwłosą głowę - i zaszywa się z nią w swoim domorosłym laboratorium. Były student medycyny (zbyt aspołeczny, by utrzymać się na akademii), trochę-elektryk i fizyk-amator, wpada na genialny plan. Zamierza odtworzyć ciało Elizabeth, a po drodze – odrobinę je „ulepszyć”. Całe szczęście, że odpowiednie części zamienne nie stanowią większego problemu – w końcu w Nowym Jorku nie brakuje kobiet, które chętnie sprzedają swoje ciała…

Reżyser restauruje  nieśmiertelny motyw potwora Frankensteina, jednocześnie dokręcając własne, komiczne śrubki. Główny bohater, aby na nowo tchnąć w życie narzeczoną (co ciekawe, dziewczyna nosi nazwisko Shelley…) dokonuje kilku brzemiennych w skutki eskapad do dzielnicy czerwonych latarni. Przy pomocy sprytu i podejrzanych wynalazków udaje mu się odnaleźć odpowiednie kandydatki na części ciała dla Elizabeth. Prostytutki przyzwyczajone są jednak do oferowania się w całości… Zaręczam, nigdy nie widzieliście filmu z taką ilością wybuchających dziwek!


Frankenhooker to przede wszystkim film zabawny. Śmieszy kreacja bohaterów, jak w przypadku napompowanego alfonsa Zorro, bawią dialogi, protekcjonalny uśmiech wzbudza scenografia. Produkcja ma za sobą niemal ćwierćwiecze, mimo to Frankenhookera ogląda się klarownie i przyjemnie. Oczywiście, pod warunkiem, że przyjmiemy pewną konwencję – jest mocno, weirdowo, śmiesznie i pulpowo!

Frank Hehenlotter, amatorom niskobudżetowych horrorów znany jako twórca trylogii o
Wiklinowym koszyku, nie zapomina jednak o horrorowych smaczkach. Mamy więc Joffrey’a stymulującego korę mózgową przy pomocy wiertarki, romantyczną kolację przy świecach w towarzystwie odciętej głowy, a także niespodziewany, pozostawiający po sobie mentalny chaos epilog…

A entuzjastów potworów i wynaturzeń z pewnością zachwyci mutant, którego sam Hieronim Bosch by nie wymyślił – ukazujący się w końcowych minutach produkcji zlepek zgrabnych kończyn i damskich organów, obdarzony zupełnie niezależnym życiem…

Wniosek jest właściwie tylko jeden: nigdy nie zapominaj o częściach ciała schowanych w zamrażarce!




Horroru w horrorze: 3/10
Pulpy w pulpie: 9/10
Humoru przy piwie: 7/10
Seksu w momentach: 6/10 (lesbijski pocałunek i trochę gołych cycków!)